poniedziałek, 21 października 2013

Glitre


Tęsknota. To chyba dobre słowo, żeby zebrać do kupy wszystko co prowadziło moje myśli przez ostatnie tygodnie. Od powrotu z Hovlandsfjellet pod koniec września, w głowie kroi mi się plan zimowego wypadu w tamto miejsce, Śnieg i wolny czas to brakujące elementy w tym planie, także nie mogąc usiedzieć już w czterech ścianach, kolejny raz wybrałem się na weekendową wycieczkę po okolicy.

wtorek, 21 maja 2013

MRU



Czyli, jak podaje Wikipedia: 
"Międzyrzecki Rejon Umocniony, MRU – polska nazwa: Umocniony Łuk Odry i Warty (niem. Ostwall albo Festungsfront im Oder-Warthe Bogen (FFOWB lub OWB)) – system umocnień stworzony przez Niemców w latach 1934–1944 dla ochrony wschodniej granicy (Bramy Lubuskiej i przedmościa odrzańskiego)."

Also from English Wiki:
"The Festungsfront Oder-Warthe-Bogen (Fortified Front Oder-Warthe-Bogen), also called the Festung im Oder-Warthe-Bogen or Ostwall (East Wall), and in Polish the Międzyrzecki Rejon Umocniony (Międzyrzecz Fortification Region), was a fortified military defence line of Nazi Germany between the Oder and Warta rivers. Built in 1934–38, it was the most technologically advanced fortification system of Nazi Germany, and remains one of the largest and the most interesting systems of this type in the world today. It consists of around 100 concrete defence structures partially interconnected by a network of underground tunnels. Some of the forts and tunnels are available for visiting.
The most interesting part is the central section, which begins in the south with the so-called Boryszyn Loop near the village of Boryszyn and extends about 12 km to the north. In the central section the bunkers are interconnected with an underground system of tunnels, 32 kilometres long and up to 40 metres deep. In the underground system there are also railway stations, workshops, engine rooms and barracks."

wtorek, 14 maja 2013

Świnoujście /10.05.2013

Mora Clipper Carbon


Od roku użytkuję nożyk firmy Mora of Sweden, konkretnie model Clipper ze stali węglowej. Kupiona ze względu na pozytywne testy w internecie i bardzo niską cenę. Do czego używana? Wszędzie, gdzie potrzeba ostrza, czasem zamiast siekiery, kilka razy zamiast śrubokręta. Bawiłem się nią głównie w lesie, ale czasem pomagała w domu czy garażu.

poniedziałek, 13 maja 2013

Wolverine 90l

Nadszedł czas na kilka słów o moim plecaku. Na pierwszy ogień idzie Wolverine 90l od firmy Arizzon, który towarzyszy mi już od prawie półtorej roku w większości wypadów.

Na początek nieco parametrów od producenta:

material: CORDURA 1100D

pojemność: W90 – do komina – 70L + kieszeń w klapie 12L = 82L

z kominem - 92L + kieszeń w klapie 12L = 104L

wymiary: obwód 116cm; wysokość do komina 65,5cm; wysokość komina 30cm; szerokość pleców 28cm

waga: 2750g





Dlaczego właśnie ten? Jest sporo wygodnych konstrukcji, dostępnych na rynku, których ceny wahają się od kilkuset do kilku tysięcy pln, Wolverine cenowo mieści się gdzieś po środku, a z całą pewnością nie odstaje wiele od konkurentów z najwyższych półek.

Norrøna Fjellsport Integral 35


Mój drugi plecak, zdecydowanie mniejszy i lżejszy to Norrona Integral 35l. Dostałem ją od ojca jakieś 5 lat temu i do tej pory dzielnie służy, ale do rzeczy.

Cały plecak wykonany jest z nylonu, dokładnych parametrów nigdzie nie udało mi się znaleźć.

Waga: 2150g
wymiary skompresowanego plecaka 60x33x5cm

Kelly Kettle

Osobiście mam sceptyczne podejście do wszelkich ‚wynalazków’, a do zakupu niejako nakłonił mnie ojciec, którego ów sprzęt zauroczył w którymś z programów Wojciecha Cejrowskiego.

Ciekaw byłem sprzętu, który potrafi zagotować wodę na garści ‚śmieci’. Tak więc trzymając się rozsądku zamówiłem najmniejszy dostępny rozmiar, mieszczący 0,5l wody.

Stabbursdalen


Pokrowiec na butelkę Nalgene


No i znów trochę z potrzeby, trochę z nudów wymyśliłem sobie pokrowiec na nalgenkę. Pomysł przyszedł głównie ze względu na to, że czasem droga po wodę wymaga pomocy obu rąk, góry, bagna czy inne wynalazki. Może trochę przekombinowałem rozwiązanie, ale karimata, której użyłem jako usztywnienie boków nieco zwolni wychładzanie się zawartości. Przelotka na pasek równie dobrze może służyć do przytroczenia do plecaka, albo przewleczenia taśmy i noszenia jej na ramieniu.

Kieszeń zewnętrzna do plecaka

Oto i druga kieszeń. Pierwsza wersja była nieudana, miała być zapinana klapą z boku, nie potrafiłem tego dobrze wykonać. Dla przypomnienia, materiał to pocięte spodnie bundeswehry z goretexu, były na mnie za małe, więc nie chciałem, żeby się marnowały w szafie. Całość szyta ręcznie, czeka na lepsze czasy, żeby poprawić na maszynie. Mocowanie do plecaka jest na troki, które przewlekam przez pionowo naszyte przelotki z taśm.
Poprułem wszystko i zacząłem od nowa. Wyciąłem długi suwak z nogawki, otwór zaszyłem kawałkiem materiału, a sam suwak idealnie przypasował na zapięcie klapy, dając możliwość otwarcia jej na ok. 4/5 obwodu.

Szelki do plecaka


Potrzeba matką wynalazków… na forum survivalist.pl/forum organizujemy sobie kolejny weekendowy wypadzik w góry. Ot taki długi spacerek z noclegiem w schronisku. Ze względu na to nie zabieramy nic poza małym zapasem żarełka, napojów i dodatkowej warstwy do ogrzewania na postoje. No i co mam zrobić mając na miejscu jedynie dziewięćdziesięcio litrowy plecak? Na forum zażartowałem, że na tyle spakowałbym się w samą klapę od tego plecaka…no i zupełnie przypadkiem wpadłem na świetny, jak się okazało, pomysł...

Beskid Śląski /21.04.2013


Dorzucam link do relacji kolegi oraz jego zdjęcia: http://lesnydziad.pl/100-km-w-3-dni-relacja-i-galeria-z-wypadu/

Bieszczady /17.04.2013


“Tam niespodzianki cię czekają co dzień
Gdy w połoniny wyruszasz na zwiady,
A potem patrzysz o słońca zachodzie
Siadłszy na drzewa przewalonej kłodzie
Jak żyją Bieszczady.” – Jacek Kaczmarski, Bieszczady

Tym razem ze wstępem będzie łatwiej, ponieważ w tym momencie relacji już jestem w pociągu do poznania, skąd po dwóch noclagach i wyrzuceniu ‘zlotowej’ części plecaka, ruszam wraz z Dyrektorem B. w pierwszą podróż w Bieszczady.

Dobre 12 godzin w luksusowej, drugiej klasie tlk, w Krakowie przesiadka na ‘autokar’ i kolejne 4 godziny do Sanoka. Uff…dawno tyle nie spałem, a nazbyt wymuszony sen też potrafi zmęczyć. Szczególnie, jeżeli ktoś nie przewidział, że na świecie chodzą ludzie powyżej 170cm podczas projektowania siedzeń. No ale patrząc na cacko, którym się bujaliśmy, pewnie miało błogosławieństwo wujka Stalina, także jesteśmy mu w stanie to wybaczyć.

Zlot Reconnet.pl /11.04.2013


Ostatnie miesiące okazały się całkiem obfite w przenajróżniejsze włóczęgi, w tym dwa wypady do Bornego, o których nie miałem czasu wspomnieć. Udało się w końcu obejrzeć pozostałości bazy rakietowej w Kolonii-Brzeźnicy i zajrzeć do kilku bunkrów, których wcześniej nie wypatrzyłem. Było też zimowe nocowanie pod kocykiem na macie z sosnowych gałęzi przy okazji próbowania zmodyfikowanego tornistra żołnierza (kostki). Plecak z doszytymi pasoszelkami faktycznie okazał się wygodny na minimalistyczne wypady.

Kolejną sprawą byłoby przedstawienie niezliczonej ilości sprzętu, która przez ostatni rok przewinęła się przez moje ręce…
Opisanie tego wszystkiego wymagałoby kolejnych kilkunastu wieczorów przed monitorem, a czasu do wylotu coraz mniej, więc postaram się póki co ograniczyć do bieżących relacji, natomiast zaległości postaram się nadrobić przy większej ilości wolnego czasu.
Czym chciałbym się zająć to dwa, a właściwie trzy wydarzenia.
Pierwsze opiszę tylko pobieżnie, był to zlot forum reconnet.pl, na który w końcu udało mi się znaleźć czas, reszta pojawi się na dniach.

Beskid Żywiecki /13.11.2012


O dziwo ostatnie dni, przed wylotem do Polski nie ciągnęły się specjalnie. Za dwa dni miałem już być w górach. Sprzęt spakowany, formalności załatwione.

Drogę na lotnisko w Alcie otaczał piękny, zimowy krajobraz. Gruba warstwa śniegu i ledwo wychylające się ponad horyzont zimowe słońce.
W Warszawie przywitała mnie mgła i deszcz, podobnie, jak przy przesiadce w Oslo. Trochę kombinowania, wczucie w klimat dnia Niepodległości (przywitał mnie Mazurek Dąbrowskiego, w wykonaniu mocno już zmęczonych walką z nałogiem patriotów, no i oczywiście kilka policyjnych bojówek, dbających od dobre samopoczucie wszystkich podróżnych) i już siedziałem w pociągu do Katowic.
U Kuby miałem cały dzień na odespanie podróży i przepakowanie plecaka. Nie ważyłem nic, ale udało się zachować na tyle rozsądku, że przy długich podejściach nie żałowałem zbędnego balastu. Do spania miałem tylko x-lite 200, Cumulusa, więc pożyczyłem jakąś lekką +15, do połączenia z nim, na wypadek ujemnych temperatur. Okazał się niesamowicie przydatny, bo każdej nocy mieliśmy oszronioną okolicę, a śpiąc w samym Cumulusie często budził mnie chłód.

Finnemarka wiosną /14.04.2012


Siedząc w piątkowy wieczór przed monitorem, na myśl przyszło mi dość banalne pytanie – „Co ja tu jeszcze robię?”.
Nie była to żadna głębsza filozofia, a raczej prosta sprawa. Jest piątek, a ja ciągle siedzę w domu. Trochę mnie to rozbawiło, trochę zirytowało, ale natychmiast zarządziłem sobie wyjście na sobotni poranek.
Wstałem dość wcześnie, spakowałem plecak. Wychodząc spojrzałem jeszcze na leżącą na stole mapę. Stwierdziłem, że nie ma sensu jej brać. Przejdę się dla zasady kilka kilometrów i posiedzę na tyłku przez kilka dni…Wyszło trochę inaczej.

Borne Sulinowo, Kłomino i okoliczne lasy /30.03.2012


Już nie pamiętam kiedy dokładnie zrodził mi się w głowie pomysł na powtórkę, z wycieczki do Kłomina, ale myśl szybko ewoluowała i przekształciła się w bardziej ambitny wypad weekendowy, który rozpoczął się w Bornym Sulinowie.

Od dłuższego czasu szukałem chętnych, ostatecznie zmobilizowała się tylko jedna osoba, forumowa koleżanka – Dagna.

Ja sam byłem dość ostro przeziębiony po wizycie w Poznaniu i ostrym przedmuchaniu w ‚słonecznym Kołobrzegu’, ale bardzo nie lubię wycofywania się na ostatnią chwilę, więc zagłuszyłem wszelkie wewnętrzne krzyki o ciepłe łóżeczko, kąpiel i papu, i podałem Dagnie ostateczne informacje.

Deszczowy Telemark /17.06.2012


Od jakiegoś czasu planowaliśmy z kilkoma osobami z forum mały wypadzik w Norwegii. Udało im się wygospodarować całe 10 dni wolnego, więc opcji mieliśmy naprawdę wiele.
Początkowo chciałem oprowadzić ich po obszarze na północ od Drammen, znanym jako Finnemarka, ale ilość czasu i kilka rzutów okiem na mapy skusiło mnie do zaproponowania nieznanych mi dotąd rejonów – Telemarku.

Góry Świętokrzyskie /23.03.2012


Minęło sporo czasu od samego zlotu, jak tylko odzyskam moje zdjęcia, natychmiast zajmę się relacją, a póki co opowiem co nieco o tym, gdzie przyszło nam się szwendać później. W wersji dla leniwych, bądź też po prostu chcących urozmaicić sobie relację, Kubush przygotował filmik (w rozwinięciu wpisu), również wszystkie zdjęcia w tej relacji są jego autorstwa.

Wiosenny zlot forum Survivalist.pl /16.03.2012


W dniach 16-18 marca 2012 roku odbył się drugi, tym razem już wiosenny zlot członków forum Survivalist.pl. Ta kameralna impreza miała miejsce w okolicy Bukowna, nieopodal miejscówki, której namiary udostępnił nam Wolfshadow.
Pod koniec ruszyła na miejsce ekipa rozpoznawcza w składzie: Kubush, Rzuf, Volksgrenadier, Fishi oraz GawroN. Okazało się, że wody, miejsca i opału nie zbraknie, więc ostatecznie przyjęliśmy miejscówkę i ustaliliśmy szczegóły zlotu. Rzuf przekazał nam mapki ze sposobami dostania się na miejsce oraz regulaminem z czasu zlotu Reconnet w tamtej okolicy, ale o tym później. Standardowo dla mniej wytrwałych poniżej znajduje się film, na którym Kubush ujął wszystko co się działo przez te kilka dni.

Zimowe nocowanie /12.02.2012


Wypad skończył się wcześniej niż planowałem z dość nietypowych przyczyn. Zacząłem sprawdzać, czy dam radę nagrać jakiś filmik…no i okazało się, że dałem radę, ale 2gb na karcie ledwo starczyło, żeby zmieścić kilka ujęć z pierwszego dnia.
No cóż, to znaczy tylko, że jutro idę po nową kartę, mam nadzieję, że 8, albo 16gb da radę upakować do tego aparatu.

Węgierska Górka – Rysianka – Rajcza /28.01.2012


Trochę czasu już minęło od wypadu, ale w końcu udało mi się zebrać, żeby coś skrobnąć na jego temat. Pomysł przyszedł dość nagle, w połowie stycznia, jeszcze pod wpływem wrażeń z pierwszego zlotu forumowego na Baraniej Górze. Udało nam się zorganizować w ciągu dwóch tygodni, także 28.01 o trzeciej w nocy już staliśmy na dworcu PKS w Zabrzu gotowi do drogi, ale od początku… Umówieni byliśmy na piątek 27 stycznia, u Kuby w Zabrzu. Pod wpływem niewyjaśnionego do tej pory impulsu odnalazłem się dzień wcześniej, jadącego pociągiem do Zabrza. Wysłałem sms’a do Rzufa z zapytaniem czy ostatecznie zdecydował się pojawić tego wieczoru i chwilę później dowiedziałem się, że będę na miejscu cały dzień przed czasem. Wyjaśniłem kwestię z Kubą, który nie marnując czasu wziął na piątek dzień wolnego i razem z jego kolegą (Dominikiem, o ile dobrze pamiętam) wybraliśmy się poszwendać po dolinie Bolechowickiej, która należy do obszaru Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Rano (chyba po czwartej) pojechaliśmy do Zabierzowa i, zdaje się, do późnego popołudnia kręciliśmy się po okolicy. Teren był dość prosty, a śniegu niewiele, więc obeszliśmy spokojnie najciekawsze miejsca, na koniec zrobiliśmy małe ognisko i upiekliśmy kiełbaski. W sumie około 17 km, które były dobrą rozgrzewką przed właściwą trasą. Kilka szybkich ujęć z tego dnia.

Barania Góra /06.01.2012


5.01.2012, gdzieś wieczorem. Ostatnia kontrola sprzętu, jest niewielki nadmiar, ale jako zabezpieczenie w razie, gdyby przyszło nam nocować na otwartym terenie może się przydać. Blok czekoladowy już stężał w zamrażarce, dorzucam go do plecaka i zbieram się na pociąg.

Grudzień, Polska wita /17.12.2011


No, w końcu w domu. Zastał mnie co prawda deszcz i niesamowity wiatr, no ale trudno mnie zniechęcić. Wybraliśmy się więc z bratem, w końcu wspólnie. Z powodu opóźnień związanych z korkami na krajowej szóstce, w domu byłem kilka godzin później niż przewidywałem, więc z dwóch nocek w plenerze zrobiła się jedna, no ale udana. Do ochrony przed deszczem rozwiesiliśmy sobie moje, holenderskie ponczo, a jako zabezpieczenie przed wiatrem postawiliśmy konstrukcję z gałęzi i ściółki.

25 listopada 2011 – projekt ‚szałas’

Po pierwszej nocce w szybko złożonej norce.

Tym razem nie chodziło o typowy wypoczynek. Od dwóch tygodni po głowie chodził mi projekt szałasu. Piękny, duży – tak żebym bez problemu mógł tam kogoś zabrać no i przede wszystkim dający ochronę przed wiatrem i deszczem.
Założenia udało się spełnić, aczkolwiek projekt nie jest jeszcze skończony. Pozostała ostatnia kwestia – uszczelnienia, ponieważ na tą chwilę całość jest pokryta nieco ponad jedną warstwą gałęzi świerkowych.

11 listopada /11.11.2011


No i znów po weekendzie. Wypocząłem, dorobiłem kilka zdjęć. Udało mi się trochę dopracować technikę marszu, lepiej zorganizować postoje. W sumie już się tak nie męczę i dużo łatwiej pokonuje mi się całą trasę.

Jako, że słońce zaszło już o 17, to po półtorej godziny drogi byłem już nad pierwszym jeziorem, gdzieś w 1/3 drogi. Przerwa na herbatkę, czołówka na głowę i dalej, tym razem już przez dość gęsty las. Szło się dobrze, jedyne na co trzeba było uważać to śliskie skały i korzenie, bo wdepnięcie na taki przy schodzeniu ze wzniesienia może się skończyć konkretnym orłem.
Przydatnym patentem wydaje się być troczenie karimaty na klapie plecaka, w razie upadku na plecy, będzie ona chroniła głowę przed bolesnym kontaktem z twardym podłożem. No ale przede wszystkim trzeba chodzić tak, żeby takich sytuacji unikać, więc ostrożność na pierwszym miejscu.

5 marca, idzie wiosna /5.03.2012


Po ostatniej rozmowie na forum, ruszyło mnie, żeby przetestować hubkę z hubiaka pospolitego. Zabrałem plecak na zbiory i ruszyłem. Na zewnątrz, pomimo przymrozków i zalegających resztek śniegu już czuć wiosnę. Słońce przyjemnie grzeje, ptaki śpiewają, znalazłem pierwsze kwiaty, no i wszędzie w lesie pełno jest świeżych tropów zwierząt.

piątek, 10 maja 2013

Sarbia /02.2011


Planowałem co prawda wyprawę w roztopy z myślą o odwilży, deszczu, do tego budowie ziemianki. Jak zawsze kiedy planuje się z dużym wyprzedzeniem ostatecznie koncepcja została zmieniona. Nie miałem ochoty na kucie kilofem w zmarzniętej na kość ziemi, także był to kolejny wypad o charakterze typowo wypoczynkowym. Nie obeszło się bez sporej ilości ciężkiej pracy, ale kiedy służy ona poprawie warunków bytowanie wykonuje ją przecież z przyjemnością.

Dębosznica /04.2011


Niestety na wyprawę do Bornego zabrakło czasu, trzeba to przełożyć na jakiś dłuższy weekend. Mając tylko dwa dni do dyspozycji wybraliśmy się kilka kilometrów od domu, nad rzekę napawać się budzącą się do życia przyrodą i długim dniem.

Drammen /30.10.2011


Widoczki przyjemne, ale od początku. 15:30 powrót z pracy, prysznic, szybkie dopakowanie jedzenia, mały obiadek i w drogę. Standardowo, ścieżka turystyczna z nieco ciekawszymi skrótami. Po może 5-7 km zaczęło się robić konkretnie szaro, ale już wiedziałem gdzie będę nocować. Znałem przynajmniej miejsce pobieżnie, z mojej pamięci. Sporo się zmieniło, szczególnie przez ulewy, które dręczyły nas cały tydzień. Brudno, mokro i bieda :] Znalazłem w miarę suchy i równy kawałek, gdzie zapobiegawczo rozpiąłem ponczo. Deszcze przestał padać dopiero koło południa, więc wolałem nie ryzykować krzątania się po nocy ze sznurkami. Okazało się, że niepotrzebnie, bo nie padało, ale przezorny zawsze zabezpieczony

czwartek, 9 maja 2013

Początek jesieni – Drammen /10.2011

Dwa dni – jezioro Goliaten /09.2011


Pożegnanie z miastem i w drogę! Jezioro Goliaten to jedno z wielu w regionie Finnemarka, znajduje się jakieś 5km na północ od Drammen. Wypad dość standardowy – wyjście po pracy, ok. godziny 16, najcięższy początek, czyli wgramolenie się na wzgórze i już mamy godzinę 17, dalej około 2-3 godzin w kierunku północno-zachodnim i jestem na miejscu, gdzie zostaję na noc, żeby było ciekawiej, całą drogę powrotną padało, a i miałem okazję znaleźć wyraźny trop łosia (sądząc po wielkości i kształcie). Znalazłem też obozowisko, które zostawili w niezbyt porządnym stanie jacyś miejscowi ‚traperzy’ zostawiając śmieci i zapisaną na skale sprayem datą wizyty.

Drammen /08.2011



No i kolejna zaległa fotorelacja z końca sierpnia 2011. Koleżanka postanowiła mnie odwiedzić i razem wybraliśmy się na, zdaje się, 4 dniowy wypadzik, żeby pokazać jej okoliczną przyrodę. Dużo przejść się nie udało, ale babka ma więcej zacięcia z aparatem niż ja, także zdjęć jest co niemiara. Masa żarełka, namiocik, natargałem się, ale był też czas na widoczki.

Tyrifjorden /21.07.2011


Pod koniec lipca postanowiłem się wybrać na jakiś konkretniejszy marsz. Tylko tydzień dzielił mnie od powrotu do Polski, więc żeby umilić sobie ostatni weekend wybrałem się z Drammen kilkadziesiąt kilometrów na północ, żeby na własne oczy zobaczyć piąte pod względem wielkości jezioro Norwegii – Tyrifjorden. Jak się dowiedziałem w połowie drogi, szukając zapałek u pewnego starszego małżeństwa, w nocy, kiedy spałem (nocleg nad jeziorem Garsjo) miała miejsce masakra na wyspie Utoya, która znajduje się akurat na jeziorze Tyrifjorden. Większa część tamtejszego terenu była zamknięta i policja nie wpuściłaby mnie dalej. Aczkolwiek udało mi się dotrzeć na najbardziej wysunięty na południowy wschód fragment i po dojściu do blokady zamówiłem z domu transport powrotny, jako że na piechotę do pracy już bym nie zdążył

Listopadowy weekend /04.11.2011


Kolejny weekend – kolejny wypad. Podoba mi się to jako jedna z niewielu aktywności, które mam okazję uprawiać, miła odmiana od siedzenia przez cały tydzień w pracy i w domu. Trasa podobna do poprzedniej, z tym że warunki zdecydowanie mniej sprzyjające. Cały tydzień padało, w weekend nie odpuściło, czasem tylko deszcz zmieniał się w mżawkę.

Pierwsze mrozy /28.11.2010


W niedziele tzn. 28.11 spakowałem plecak i wyruszyłem pociągiem do Siechnic, jakieś 15km od Wrocławia. Tam w okolicznym lasku zamierzałem czekać na pierwszy śnieg w naszej okolicy. Aparat, co prawda zabrałem, ale okazało się, że po kilku fotkach temperatura zabiła starą baterie, więc tylko kilka zdjęć z początku drogi i ‚obozowe’.

Rzesznikowo /Grudzień 2010

Generalnie założenie było jak zawsze – znaleźć przytulną miejscówkę i posiedzieć na dupsku…Jednak wcześniejsza wędrówka wzdłuż rzeki Oławy i nieco nowe spojrzenie na bytowanie, pomijając już coroczne zauroczenie zimowym klimatem, zmusiły mnie do podjęcia negocjacji z bratem dotyczących zmiany charakteru wyprawy na wędrowną. Jak się okazało, pod moją nieobecność, również zdążył się kawałek przespacerować w pewne urokliwe miejsce i byliśmy podobnego zdania. Założeniem zabawy miało być dotarcie do jeziora Popiel i powrót. Wszystko to zaplanowaliśmy sobie na 5 dni, od poniedziałku do piątku.

Szczecinek – Jezioro Dołgie /zima 2010


No i wróciliśmy. Znów ten niedosyt. Niby 3 dni, a jakoś tak szybko zleciało. Piątek, po 14 pociąg do Szczecinka, po 16 byliśmy na miejscu. Słońce powoli zaczynało zachodzić, nie było sensu wyciągania kamery. Kiedy doszliśmy do wylotu drogi nr 20 ze Szczecinka było już ciemno. Brat zamocował sobie na plecaku czerwony odblask rowerowy, ja założyłem czołówkę i do przodu, szerokim poboczem. Już wiem, że spacery nocą po jakichkolwiek drogach są strasznie nużącym zajęciem. Szło powoli, ale po jakiejś godzinie czy półtorej doszliśmy do Gwdy Wielkiej.

Rozpalanie ognia

Rozpalanie ognia w każdych warunkach jest elementarną zdolnością, którą powinien posiadać każdy. Nie tylko my, ludzie przebywający na łonie natury, dla których ogień jest źródłem ciepła i najlepszych posiłków, ale też ci, którzy nie mają z tym nic wspólnego. Wypadki, sytuacje losowe, mogą dotknąć każdego, a nic tak nie pomaga przetrwać jak życiodajny płomień.

Aby uzyskać ogień potrzeba trzech czynników: paliwa, powietrza oraz źródła ciepła. Paliwem może być dosłownie wszystko, palą się tworzywa sztuczne, oleje, drewno, kości, tłuszcz. Powietrze również mamy wszędzie, należy tylko pamiętać, aby mogło swobodnie dostawać się do paliwa. Źródeł ciepła jest naprawdę nieskończona ilość, poczynając od najprymitywniejszych, jakimi są iskry krzesanie krzesiwem lub stalą i kamieniem, żar tworzący się przy pocieraniu dwóch kawałków drewna poprzez skupianie promieni słonecznych, aż do najpopularniejszych w naszych czasach zapałek i zapalniczek. Istnieją również niekonwencjonalne metody, jak łączenie obu biegunów baterii, dzięki czemu możemy rozpalić ogień mając do dyspozycji tylko naładowaną komórkę!

Rodzaje ognisk

Ognisko ognisku nie równe, nie wszystkie nadają się do gotowania, niektóre mogą palić się bez nadzoru bardzo długo, inne wypalają się momentalnie dając bardzo dużo ciepła. Postaram się opisać kilka najczęściej używanych przeze mnie typów ognisk.


Przygotowanie 'nodii', dwie części rozłupanej kłody leżą jedna na drugiej. Stabilizują je paliki, a oddzielają małe kamienie.

Nie udało nam się jej jeszcze spalić równomiernie, ale ciepło dawała do samego rana.

Pozyskiwanie wody

Człowiek w 70% składa się z wody, każdego dnia tracimy ją oddając mocz, pocąc się, a nawet oddychając. Uzupełnianie jej braków jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Podczas, gdy bez pożywienia możemy przeżyć nawet kilka tygodni, odwodnienie może zabić już po kilku dniach (w zależności od warunków w jakich się znajdujemy).

Czasem sam się łapię na tym, że podczas wykonywania prac obozowych jestem tak zaabsorbowany, że zapominam się napić. Podczas intensywniejszego wysiłku należy pić znacznie więcej niż odpoczywając, ważną sprawą jest również dawkowanie wody. Nie należy pić na raz zachłannie całej butelki, najlepiej pić małymi łykami, za to częściej.

Zazwyczaj problem zaczyna się kiedy woda, którą zabraliśmy ze sobą się kończy. Wtedy trzeba pozyskać ją naturalnych źródeł. O ile problem praktycznie nie istnieje, jeżeli znajdujemy się w okolicach zbiorników wody słodkiej, którą wystarczy przefiltrować oraz przegotować, żeby być w miarę pewnym jej zdatności do picia, o tyle kiedy nie mamy jej w okolicy trzeba sobie radzić nieco inaczej.


Uzdatnianie wody

Poza deszczówką oraz wodą pozyskiwaną przez odparowywanie każdy rodzaj wody należy przefiltrować albo chociaż przegotować, gdyż wody gruntowe oraz stojące są zazwyczaj pełne zanieczyszczeń chemicznych lub biologicznych, szczególnie w ciepłym klimacie lub w rejonach zurbanizowanych (ścieki, chemia rolnicza). W lasach należy długo gotować wodę pozyskaną z gruntu lub źródeł, ponieważ łatwo można nabawić się tasiemca. Ich jaja są przenoszone w odchodach zwierząt, tak więc mogą się znaleść w zbiornikach wodnych lub nisko na roślinach.

Ochrona przed warunkami atmosferycznymi


Przebywając na łonie natury, człowiek pozbawiony jest osłony przed żywiołami. Połączenie trzech czynników: wilgoci, wiatru i temperatury stanowi o prędkości wychładzania organizmu, a do tego nie powinniśmy nigdy doprowadzać. Przed wilgocią chronimy się na kilka sposobów: zakładając odpowiednią odzież, izolując się od ziemi oraz kryjąc przed opadami w schronieniu.

1a. Odzież chroniąca przed wilgocią to nie tylko ochrona przed dostawaniem się wilgoci z zewnątrz. Ciało cały czas oddycha, kiedy prowadzimy intensywny wysiłek fizyczny, momentalnie zaczyna chłodzić się samo wydzielając pot, który moczy ubrania, a te przy najmniejszym powiewie wiatru, czy spadku temperatury zaczynają wyciągać z nas ciepło. Aby uniknąć tego zjawiska należy:

-dobierać ubranie do temperatury panującej na zewnątrz oraz wysiłku jaki będziemy prowadzić. Wychodząc z ciepłego pomieszczenia, zazwyczaj zakłada się o wiele za ciepłe ubrania, gdy różnica temperatur jest bardzo duża. Powinno się tego unikać, a wychodząc ze świadomością, np. dłuższego marszu z plecakiem, zaleca się nawet żeby na początku było lekko chłodno. Kiedy mięśnie rozgrzeją ciało, będziemy się czuli komfortowo.
-używać bielizny termoaktywnej. Technologie postępują i obecnie produkowane są ubrania przewidziane dla sportowców oraz ludzi uprawiających aktywną turystykę. Doskonale odprowadzają pot oraz błyskawicznie schną. Od dawna też, najlepszym naturalnym materiałem izolującym przed chłodem jest wełna, która jednocześnie bardzo szybko transportuje pot od ciała.

Należy pamiętać o głównym podziale zakładanych ubrań na warstwy:
-bielizna,
-warstwa termiczna,
-warstwa ochronna.

Podkoszulek Reebok Play Dry, szybko schnie i zapewnia dobrą wentylację. Używam głównie latem.

Obozowisko

Skała za plecami działa jak reflektor, odbijając część ciepła w stronę posłania, podobną funkcję sprawuje kamień za ogniskiem.

Na temat wybierania miejsca na obozowisko już co nieco pisałem przy okazji rodzajów schronień, więc tylko odeślę zainteresowanych do innego tematu (link). Czym chcę się tutaj zająć to organizacja samego obozowiska, czyli – znaleźliśmy miejsce, stawiamy schronienie, nie ważne czy będzie to szałas, czy plandeka, czy nawet namiot.

Wstęp

Obecnie piszę na stronie survivalist.pl, aczkolwiek planuję się przesiąść na darmową platformę, jaką oferują Google. Cały ten postęp i nadzwyczajna jakość usług serwowana przez w/w firmę sprawia, że na moje potrzeby Blogger w zupełności wystarczy.


W pierwotnym założeniu Survivalist miał być platformą łączącą amatorów survivalu i blogowania, pozwalając  użytkownikom na dodawanie własnych treści, organizowanie spotkań itd. Pomysł niestety nie przeszedł, skończyło się na tym, że pisałem tam sam, kilka razy się zdarzyło, że jakiś znajomy coś podrzucił.

Z dniem dzisiejszym zaczynam przenosić wpisy z survivalist.pl, jednocześnie postaram się je uaktualnić (przynajmniej te dotyczące sprzętu i umiejętności).

Gorąco zachęcam do obserwowania

yoger