poniedziałek, 13 maja 2013

Grudzień, Polska wita /17.12.2011


No, w końcu w domu. Zastał mnie co prawda deszcz i niesamowity wiatr, no ale trudno mnie zniechęcić. Wybraliśmy się więc z bratem, w końcu wspólnie. Z powodu opóźnień związanych z korkami na krajowej szóstce, w domu byłem kilka godzin później niż przewidywałem, więc z dwóch nocek w plenerze zrobiła się jedna, no ale udana. Do ochrony przed deszczem rozwiesiliśmy sobie moje, holenderskie ponczo, a jako zabezpieczenie przed wiatrem postawiliśmy konstrukcję z gałęzi i ściółki.


Konkretny wiatr bez problemu powalił potężnego świerka, no ale widać w jakiej glebie, a właściwie piasku siedział.

Po zgrubnym ogarnięciu nadawałby się na świetne schronienie awaryjne.


Początek budowy wiatrochronu

Ponczo na miejscu, z góry już nic nam nie grozi.

‚Pikinierzy naprzód’…coś musiało podtrzymać tą ilość ściółki


Gotowa ściana od wewnątrz i przy okazji przygotowany zapas opału na wieczór

Zasłużony odpoczynek i kubek gorącej herbaty



No i na pamiątkę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz